Kiedy po raz pierwszy dorwałem się do Usenetu, czyli grup dyskusyjnych, zachowałem się jak troll.
Grupy dyskusyjne na każde tematy – wszędzie specjaliści, można zadać dowolne pytanie. Raj. Byłem wtedy znacznie młodszy – a jak młody, to i gniewny. Zaglądnąłem do grupy o fizyce: pl.csi.fizyka
– istnieje do dziś, ale brzydko dogorywa – znalazłem jakiś interesujący temat na którym się „znałem” i co więcej nie zgadzałem się z obowiązującą wykładnią. Nie namyślając się długo, wypaliłem posta w odpowiedzi jednemu z piszących. Napisałem zaczepnie, wręcz bojowo w stylu nieznoszącym sprzeciwu i wysokim stopniu pewności siebie. To co mnie do dziś zastanawia, to reakcja mojego rozmówcy: Zamiast odpłacić pięknym za nadobne, potraktował mój atak jako coś pisane w dobrej wierze i krok po kroku wytłumaczył, czemu według niego nie mam racji.
Przyznam się, że na początku to nawet za bardzo nie zrozumiałem jego odpowiedź. Poczułem się głupio – okazało się, że jednak nie na wszystkim się znam ☺. W każdym razie zamiast tępo brnąć w dyskusję, postanowiłem lepiej zgłębić temat. No i nie zaczynać głupio rozmowy w następnych razach.
Pomimo, że postawa owego fizyka była chwalebna i dała (nieskromnie mi się tak wydaje) dobre rezultaty, to sam mam dziś duże wątpliwości, czy warto cokolwiek tłumaczyć komuś, kto „wie lepiej”. Ale może jakiś sens w tym jest?